Bp Galbas o Kongresie Katolików i Katoliczek: jestem pomiędzy zachwyceniem a odrzuceniem

„Tematy poruszane na Kongresie są obecne w wielu innych środowiskach. Nie tylko są tam dyskutowane, ale także omadlane. Głos Kongresu jest więc na pewno ważny, ale nie wyłączny” – mówi bp Adrian Galbas, przewodniczący Rady KEP ds. Apostolstwa Świeckich.

Tomasz Królak (KAI): Czy dla Kościoła w Polsce Kongres Katolików i Katoliczek jest nadzieją czy zagrożeniem?

Bp Adrian Galbas: Trudno mi się wypowiadać za cały Kościół w Polsce. Pewnie jest i tak i tak. Niektórzy się boją. Głównie tego, że Kongres, ich zdaniem, prezentuje wizję odnowy Kościoła, w której to Kościół ma się dostosować do ludzkich oczekiwań i potrzeb, do mentalności „naszych czasów”, ma być skrojony na naszą modłę, a także, że ma to się stać wyłącznie na drodze dyskusji, debat i głosowań. Te obawy mogą być zrozumiałe.

Dostałem już kilka głosów, głównie od księży, którzy sugerują, że Episkopat powinien sprawę ocenić szybko i jednoznacznie, czyli negatywnie. Mówią, że przychylność wobec idei Kongresu jest naiwnością. Inni z kolei zachęcają, by na Kongres spojrzeć nie tylko z uważnym zainteresowaniem, ale nawet z życzliwym zainteresowaniem. I takich osób też jest sporo...

Jak Ksiądz Biskup, na przykład.

Moje podejście jest umiarkowane. Gdzieś pomiędzy zachwyceniem, a odrzuceniem. Byłbym nie w porządku wobec siebie, a także pallotyńskiego charyzmatu, z którego wyrosłem, gdybym zachęcał świeckich do podejmowania aktywnego apostolstwa, do tego, by byli nie tylko przedmiotem, ale także podmiotem apostolstwa, a jednocześnie nie chciał posłuchać tego, co świeccy mówią i czego oczekują.

Nie znam oczywiście wszystkich osób, które angażują się w Kongres, bo jest ich przecież kilkaset, ale niektóre znam i mogę powiedzieć, że to ludzie, którzy nie chcą dyskutować o Kościele jakby był wobec nich ciałem obcym, przeciwnie: czują się jego cząstką i zależy im na jego dobru. Ale nie jest też tak, że myśląc o Kongresie jestem pozbawiony jakichkolwiek obaw, i że wszystko, co tam się dzieje daje mi wewnętrzny pokój.

Tak szczerze: czy usłyszawszy o Kongresie „zestawiał” Ksiądz Biskup tę inicjatywę z popularną w Austrii i Niemczech inicjatywą “Wir sind Kirche” („My jesteśmy Kościołem”) czy niemiecką Drogą synodalną? To odmienne przedsięwzięcia, niemniej obydwa działając w imię reformy Kościoła wychodzą niekiedy poza jego nauczanie, budzą poważne obawy katolików na całym świecie. Nie pomyślał Ksiądz: no tak, przyszło i do nas?...

Tak szczerze, jak na spowiedzi... Tak! Tak pomyślałem, i, powtarzam, te obawy nie zgasły… Dużą pomocą jest to, co czytamy w kanonie 212 KPK. Niedawno rozmawiałem o tym z prof. Fryderykiem Zollem, z Kongresu. Ten kanon mówi, że to, „co święci pasterze, jako reprezentanci Chrystusa, wyjaśniają jako nauczyciele wiary albo postanawiają jako kierujący Kościołem, wierni, świadomi własnej odpowiedzialności, obowiązani są wypełniać z chrześcijańskim posłuszeństwem”, ale też od razu dodaje, że świeckim: „przysługuje prawo a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek wobec pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym”.

Kanon przypomina też, że aby debatować o Kościele potrzebne są zdolności, kompetencja i wiedza. Od siebie dodam, że potrzebna jest też miłość do Kościoła, która sprawia, że gdy o nim rozmawiamy, nie mówimy: „oni”, tylko: „my”. Prof. Zoll zgodził się ze mną, że ten kanon porządkuje wiele spraw. Powiedział też, że jego zdaniem Kongres myśli właśnie w takim duchu.

Które wątki, pytania czy tezy Kongresu, które budzą Księdza obawy? Czy może te, które dotyczą statusu kobiety w Kościele czy może relacji duchowni – świeccy albo rodziny i związków partnerskich?

Wydaje mi się, choć może rozumiem to błędnie, że Kongres bardzo akcentuje, może nawet przeakcentowuje, kwestię władzy w Kościele. Padają zdania w stylu: nie może być tak, że mała grupa biskupów rządzi tak wielką liczbą świeckich. To objaw nieznajomości eklezjologii, w tym ustroju Kościoła, który ze swej natury nie jest demokratyczny, w którym decyzji nie podejmuje się większościowo, i w którym się niczego nie przegłosowuje.

Kiedyś kard. Ratzinger powiedział, że jeżeli mówimy o większości w Kościele, to musimy wziąć pod uwagę także tę jego część, która jest Kościołem chwalebnym, w niebie, a nie tylko Kościół na ziemi. Z drugiej strony, na pewno powinniśmy jasno mówić o wszelkich nadużyciach władzy w Kościele i szukać odpowiedzi na pytanie: co zrobić, aby one nie miały w przyszłości miejsca? Bo tam, gdzie miały miejsce, doprowadziły do dramatów i wielkich cierpień.

A które wątki, spośród zaproponowanych do dyskusji uważa Ksiądz Biskup za najważniejsze?

Za najważniejszą sprawę w polskim Kościele uważam dziś formację do kapłaństwa i formację kapłańską, która ma na celu kształtowanie takich księży, których duchowy i duszpasterski profil jasno opisał Sobór Watykański II. W tym profilu bardzo ważna jest relacja duchownego do świeckiego. Bez duchownego świecki niewiele zrobi. I na parafii i poza parafią.

Wśród tematów, które podejmuje Kongres nie ma wprost takiego, który mówiłby o formacji duchowieństwa (jest nieco błędnie teologicznie sformułowana grupa Duchowieństwo/Lud), a z drugiej strony wszystkie proponowane tematy jakoś dotyczą także tej kwestii. To jest sprawa bardzo ważna. Proszę zobaczyć jak często mówi o niej papież Franciszek. O zmianie księżowskiej i pewnie także biskupiej mentalności, prowadzącej m.in. do zrozumienia, że świecki nie jest w Kościele przedmiotem, któremu, jako duchowny mogę wyznaczyć miejsce, gdzie ma stać, jaką ma mieć funkcję i jakie spełniać zadania.

Powinno być dla wszystkich jasne, jakie są podstawy dla relacji duchownych ze świeckimi, jej wspólny grunt.

Potrzebna jest współpraca, która opiera się na prawdzie, że wszyscy mamy w Kościele taką samą godność, która wynika z chrztu świętego, a jednocześnie, że mamy różną odpowiedzialność i różną władzę w Kościele. Być może to rozróżnienie czasem nam umyka.

Czy Kongres może wpłynąć na całą wspólnotę a więc Lud Boży w Polsce? W jaki sposób?

Zobaczymy jak ta inicjatywa się rozwinie, jak będzie intensywna, jak trwała. Jakie będą tonacje deklaracji, zapowiadanych przez uczestników Kongresu; czy będzie to rodzaj rewolucyjnych manifestów, czy raczej spokojna analiza różnych aspektów życia Kościoła, namysł nad jego kondycją i podzielenie się swoimi propozycjami, które miałyby Kościół uczynić bardziej ewangelicznym. Ważne też, czy Kongres nie ulegnie pokusie absolutyzacji swojego stanowiska, czyli myślenia w kluczu: Kościół jest wyłącznie taki, jak ja go widzę...

Dużo też zależy od nastawienia duchowieństwa. Organizatorzy Kongresu ubolewają nad tym, że jak na razie spotykają się raczej z nieufnością ze strony księży czy osób konsekrowanych i chcieliby, aby duchowni w prace Kongresu zaangażowali się bardziej. To akurat, moim zdaniem, byłoby bardzo cenne, także po to, by tych ludzi poznać, posłuchać, zrozumieć, a także by podzielić się swoim widzeniem spraw i, co bardzo ważne, wiedzą teologiczną. Nie możemy z ambon w kółko cytować zdania papieża Franciszka o wychodzeniu na peryferie i iść tylko do tych, którzy mówią to, co chcielibyśmy usłyszeć, albo powtarzają nasze własne słowa.

W końcu ważne będzie także i nastawienie nas, biskupów. Trudno mi więc dziś przewidzieć jaka będzie przyszłość tej inicjatywy...

Polscy świeccy przemówili, głośno domagając się dialogu i dyskusji wokół różnych kwestii Kościoła, które uznali za palące i domagające się rozwiązania. Zaskoczyło to Episkopat?

Chyba nie... Na pewno nie zaskoczyły zagadnienia podejmowane przez Kongres. Proszę zauważyć, że działające w jego ramach grupy tematyczne są prawie równoległe do tych, którymi zajmują się różne przyepiskopalne gremia: komisje, rady czy zespoły. To znaczy, że są to sprawy po prostu ważne i aktualne: wychowanie katolickie, ekumenizm, rodzina, młodzież, relacje państwo – Kościół i wiele innych. Nic tu nie jest ani nowe ani zaskakujące...

Po drugie, z całym szacunkiem dla idei Kongresu, nie jest on jedyną emanacją głosu świeckich w polskim Kościele. Tematy poruszane na Kongresie są obecne w wielu innych środowiskach. Nie tylko są tam dyskutowane, ale także omadlane. Głos Kongresu jest więc na pewno ważny, ale nie wyłączny.

A jaki klimat wobec Kongresu panuje w Episkopacie? W marcowym komunikacie z obrad przypomniano o konieczności współpracy świeckich z biskupami. Dominuje nadzieja czy obawa?

W kilku lapidarnych zdaniach, które pojawiły się na temat inicjatyw podejmowanych przez Kościół przypomniano, że one – jeśli chodzi w nich naprawdę o dobro Kościoła – są czymś cennym, a jednocześnie wskazano, o czym przecież mówił już św. Ignacy Antiocheński, że nic w Kościele nie należy robić bez biskupa.

Sama dyskusja na ten temat była zwięzła i krótka. Pamiętamy, że to posiedzenie KEP trwało tylko kilka godzin, więc wszystko było dość pośpieszne. Odniosłem wrażenie, że debata zakończyła się raczej wielokropkiem, a nie kropką, i że wszyscy potrzebujemy jej dalszego ciągu. Pewnie są biskupi, którzy się Kongresu obawiają i nim niepokoją, i są też tacy, którzy przyglądają mu się z ciekawością i umiarkowaną życzliwością.

Czy według Księdza Biskupa Kongres jest środowiskiem, które ma szersze umocowanie wśród polskich świeckich, to znaczy czy pytania i kwestie które stawiają są tymi, które powszechnie nurtują katolików w Polsce? Jak to Ksiądz odbiera?

Co do liczby samych uczestników, jest ona dość stabilna – kilkaset osób. Ciekawa jest natomiast rozmaitość tworzących go osób. Są to ludzie pochodzący z różnych miejsc w Polsce, wywodzący się z różnych środowisk kościelnych, o różnym wykształceniu, z różną relacją do wspólnoty Kościoła: od bardzo zaangażowanych do bardzo zniechęconych. Przyznam, że w ocenie Kongresu dużo mi dało spotkanie z liderami poszczególnych grup tematycznych, a także dyskusja, która miała miejsce podczas ostatniego posiedzenia Rady ds. Apostolstwa Świeckich KEP. Ta wielobarwność Kongresu jest dla mnie najbardziej ciekawa.

A czy wszyscy katolicy w Polsce pasjonują się teraz Kongresem? Jasne, że nie! Wielu chyba o nim nawet nie wie, dla wielu jest on obojętny, a dla innych ciekawy i bardzo ważny, bo wiążą z nim swoje nadzieje.

Zaprosił Ksiądz Biskup liderów Kongresu na spotkanie Rady Apostolstwa Świeckich. Więcej było różnic czy wspólnych intuicji?

Chciałem, aby Rada była tak skonstruowana, by oddawała różnorodność myślenia polskich katolików. Chyba tak jest, a w każdym razie tak to się pokazało podczas ostatniego spotkania. Są w Radzie osoby, które – ciekawe nowej inicjatywy – cieszyły się z możliwości rozmów z „kongresowiczami”, inni byli nastawieni mniej entuzjastycznie. Super, że mogliśmy się spotkać z osobami zaangażowanymi w Kongres i ciekawie, czyli burzliwie, z nimi pogadać...

W oświadczeniach wydanych przez obydwa środowiska po tym spotkaniu wyczuwa się nieufność ale i stereotypy. Mam wrażenie, że Kongres postrzega Radę, jako grupę katolików „koncesjonowanych” przez oficjalną strukturę Kościoła, a przez to niezdolną do stawiania otwarcie kwestii trudnych czy dyskusyjnych, zaś członkowie Rady widzą w kongresowiczach środowisko, które tropem niemieckich inicjatyw chce liberalizować doktrynę Kościoła. Tak na siebie patrzą?

Coś w tym jest… Dla mnie nie było to pierwsze spotkanie z przedstawicielami Kongresu, dla członków Rady w większości chyba tak. O tym, że ta rozmowa była ważna i potrzebna świadczy to, że pozostawiła niedosyt i ma kontynuację. Niektórzy członkowie Rady dzwonili po spotkaniu do gości z Kongresu, aby pewne sprawy jeszcze dopowiedzieć i wyjaśnić. Trwa też dość ożywiona dyskusja między nami, w Radzie. I dobrze. Nie dyskutuje się tylko na cmentarzu, ale tam są same trupy.

Nie chciałbym jednak, aby Rada ds. Apostolstwa Świeckich KEP była jedynym gremium, które jakoś komunikuje się z Kongresem. Już jakiś czas temu proponowałem, aby każda z grup działających przy Episkopacie, czyli komisji, rad, zespołów, która znajduje swój „odpowiednik” w grupach tematycznych Kongresu, wyznaczyła przynajmniej jedną osobę; duchownego, czy świeckiego, do stałego, bądź przynajmniej sporadycznego udziału w pracach Kongresu. Pomogłoby to i Kongresowi i Episkopatowi.

A może powinniśmy spojrzeć na Kongres jako realizację intuicji i nauk Soboru, których wielkich promotorem – duszą i ciałem – był ksiądz, biskup, kardynał i papież Wojtyła? Tej kwestii poświęcił dwa krakowskie Synody, ale II Polski Synod Plenarny, który miał być emanacją Soboru w Polsce – nie wypalił. Może powstał oto zaczyn, dzięki któremu soborowe i Wojtyłowe wskazania dotyczące podmiotowości świeckich i Kościoła jako Ludu Bożego, który stanowią wszyscy ochrzczeni – ma szansę na realizację?

Jest taka możliwość i jest taka nadzieja. Prof. Fryderyk Zoll powiedział mi, że chciałby, aby to, co wypracuje Kongres mogło być w przyszłości pomocą w pracach ewentualnego kolejnego synodu plenarnego. Takie podejście, jeśli byłoby w Kongresie dominujące, sprawiłoby, że Kongres nie będzie wielkim rewolucjonistą, ale raczej jednym z płomyczków, który – daj Boże – bardziej rozpali polski Kościół.

Co jakiś czas słychać zdanie, że może nadszedł w Polsce czas na kolejny Synod. Pamiętajmy, że poprzedni był trzydzieści lat temu. To epoka! Sytuacja Kościoła była całkiem inna. Osobiście, na dziś, jestem za synodem, ale trzeba to spokojnie rozeznać. Słyszałem też niedawno ciekawe zdanie o II Synodzie Plenarnym w Polsce, że najbardziej interesujący był wtedy, gdy trwał. Gdy natomiast opublikowano synodalne dokumenty końcowe, wszystko jakby zgasło...

No właśnie, bo nie w wydawaniu kolejnych dokumentów tkwi istota sprawy, tylko w wywołaniu twórczego fermentu i zmianach mentalności. Dokumenty wspomnianego Synodu są przecież świetne.

Tak jak dokumenty Soboru. Ostatnio z jednym z księży czytaliśmy dekret o posłudze kapłańskiej. Ten ksiądz otworzył oczy ze zdumienia, że coś tak rewelacyjnego i aktualnego zostało napisane pół wieku temu. Rzeczywiście świetny tekst. No ale tylko tekst...

Warto przypomnieć i stosować znany przecież od lat w teologii pastoralnej paradygmat stawiający trzy pytania: jak jest, jak powinno być, i co zrobić, żeby to jak jest, było jak najbliższe temu jak powinno być? Ten paradygmat, jak mi się zdaje, jest akurat w Kongresie realizowany. Jego uczestnicy studiują dokumenty Kościoła, poznają więc to, jak „jak powinno być”, dzielą się swoimi doświadczeniami, czyli odpowiadają na pytanie: jak – z ich punktu widzenia – jest? Pozostaje jeszcze trzecia kwestia, czyli szukanie rozwiązań polepszających kondycję Kościoła. Rozwiązań możliwych i nie naruszających depozytu wiary.

Swoją drogą, na początek kadencji szefa Rady KEP ds. Apostolstwa Świeckich otrzymuje Ksiądz Biskup bardzo ciekawe ale i wymagające zadanie. Oto wyłonił się konkretny, nowy, wymagający głos owych świeckich. Chyba nie spodziewał się Ksiądz tego prezentu?

Przynajmniej nie jest nudno…Wracamy do początku naszej rozmowy: Kongres wyłącznie jako zagrożenie, czy też wyzwanie? Tylko obawa, czy też nadzieja? Dla mnie jest wyzwaniem. Ale przecież nie tylko dla mnie. To nie jest tak, że biskupi wystawili jednego i niech się teraz męczy. Ciekawe, czy polegnie, czy przeżyje? Jakoś ta sprawa dotyczy całego Kościoła, czyli nas…

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama